grudnia 18, 2010

mercado central


             Każde hiszpańskie miasto w swoim centrum posiada rynek główny. Nie wiem, jak dobrze to słowo przetłumaczyć, by nie kojarzyło się z głównym placem w mieście. Jest to bowiem rodzaj targowiska dobrze znany polskiemu społeczeństwu, na który składają się stragany z przeróżnymi produktami, ale tylko spożywczymi. Mercado central, bo taka jest jego hiszpańska nazwa, jest królestwem jedzenia. Można tu dostać wszystko, czego dusza zapragnie, a wszystko kusi i nęci swoim wyglądem  i zapachem. Czasem mniej przyjemnym, bo przecież zapach ryb do najprzyjemniejszych nie należy. Można po takim rynku odbywać długie spacery, przyglądając się pięknie poukładanym owocom, warzywom, rybom, bakaliom, mięsu, nabiałowi i wielu innym składnikom niezbędnym, by smacznie żyć. Przechodząc między stoiskami, dochodzi się do wniosku, że jednak taki rynek to nie polskie targowisko. O produkty się tutaj dba, podobnie jak na sterylnych rynkach zachodnich, jednak nadal pozostaje tutaj uczucie gwaru i drobnego handlu, co znamionuje pewną swojskość. Sprzedawcy krzyczą, zachęcając do kupna: pescaíto fresco!, naranjas muy dulces!, etc. I rzeczywiście ryby są świeże a pomarańcze słodkie. 

Napis na azulejo przed mercado central w Alicante

             Żeby jednak zrobić zakupy, trzeba się nieco pospieszyć. Wbrew ogólnemu przekonaniu o lenistwie Hiszpanów, muszę stwierdzić, że jest to naród, który nie tylko późno kładzie się spać, ale także bardzo wcześnie wstaje, więc w rezultacie mało sypia. No chyba że komuś uda się wygospodarować nieco czasu na  coś, co jest sednem kultur południowych, czyli siestę. No właśnie, siesta to czas święty, więc zakupy w mercado central można zrobić tylko do godziny 13, czasem do 14. Jeśli nie wyrobisz się w porę, pozostaje ci tylko marsz między półkami bezdusznych marketów. Ale radziłabym wtedy rozkoszować się smakiem w spokoju wypitej kawy.

mercado central de Alicante
             Mercado central stanowi swego rodzaju miejsce spotkań i pogaduszek. Tutaj napotyka się znajomych, z którymi zamienia się słów kilka nad kalmarami lub bakłażanem. Oprócz towarzyskiej atmosfery, gwaru sprzedawców, ruchu kupujących i przepysznych smakołyków, wizytom w tym miejscu sprzyja wyjątkowa architektura. Mercado central w swej budowie jest dziełem sztuki. W każdym mieście jest to inny obiekt, inaczej przyozdobiony, z innymi ornamentami, z innymi witrażami. Co prawda nie widziałam wszystkich istniejących rynków w Hiszpanii, niemniej stwierdzam, że najlepiej do gustu przypadł mi ten w Maladze. Nazywa się Mercado de Atarazanas



Malaga, Mercado de Atarazanas



             Może dlatego tak mi się spodobał ten rynek, ponieważ miałam przyjemność mieszkać tuż obok, więc z okna widziałam go bardzo dokładnie i często robiłam na nim zakupy. To wszystko bardzo możliwe, poznałam go w końcu znacznie lepiej niż inne w tym kraju. Kiedy byłam w Maladze po raz pierwszy, z okien pięknej kamienicy, w której mieszkałam, mogłam patrzeć na postępujące roboty, świeżo wznoszone konstrukcje Mercado de Altanazaras. Na czas prac remontowych targ został przeniesiony na pobliski plac, który utkwił mi w pamięci jako miejsce robienia zakupów. Gdy niedawno wróciłam do Malagi, pierwsze swoje kroki skierowałam w stronę tego tymczasowego placu, który miałam w pamięci. Jakie było moje zdziwienie, gdy niczego tam nie zastałam. Za to z radością udałam się na spacer po odrestaurowanym rynku, który całkiem niedawno został uznany za Bien de Interés Cultural. Swój obecny kształt przybrał w drugiej połowie XIX wieku, jednak jego historia sięga znacznie wcześniej. Stary muzułmański budynek z XIV wieku został zastąpiony nowym, neoarabskim z elementami stylu nazarí. Zabytek doświadczył wielu uszczerbków, służąc jako więzienie czy szpital wojskowy. Ale dziś, świeżo odrestaurowany, cieszy zmysły smakoszów. 

            W mojej pamięci mile zapisał się także rynek w Walencji, po którym spacerowałam ze znajomym Kubańczykiem w poszukiwaniu idealnego jabłka:




Mercado Central de Valencia



Mercado Central de Valencia




  


6 komentarzy:

  1. Czytając o Twoich doświadczeniach z hiszpańskimi rynkami przypomniał mi się rynek, który odwiedziliśmy podczas tegorocznej wyprawy do Kijowa. Właściwie bardzo zbliżony z wyglądu (i z zawartości także) do Twojego ulubionego rynku. Kijowski rynek ulokowany był w centrum miasta, tuż przy głównej ulicy - Kreszczatyku. Duży, przestronny budynek o kilku wejściach - nad każdym z nich były płaskorzeźby z wyobrażeniami zwierząt i roślin. Pamiętam kratę zamocowaną przed jednym z wejść - z motywami kaczek zaplątanych w bujnej roślinności. A w środku - raj dla oka i podniebienia. Stosy misternie poukładanych warzyw, przetwory, słodycze, mięsa, ryby.... Całkowicie rozumiem zachwyt nad mercado w Maladze. Moim faworytem na razie jest Kijów - do czasu wizyty w Andaluzji? ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W Kijowie byłam kiedyś jedynie przelotem, zaledwie kilka godzin. Pamiętam tylko, że jest to miasto monumentalne, aspirujące do bycia wielkim, przytłaczającym, miasto, które chce pokazać swoją potęgę. Rynku nie widziałam, ale domyślam się, że tej budowli również przyświecał cel oszołomienia:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rynek w istocie był monumentalny, ale niepozbawiony proporcji. Przywodził mi na myśl Wschód - Wschód kojarzący się z gwarem, bezlikiem towarów i przepychem. A sam Kijów - pod maską przerośniętej architektury (jakby otrzymał za dużą dawkę drożdży) - to fascynujące miasto, z mnóstwem niespodzianek. Ukraińcy tańczący w parku do melodii klezmerskiej orkiestry; cerkwie ukryte w najmniej spodziewanych miejscach; rodzinne wycieczki statkami po Dnieprze. Kijów warto poznac bliżej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wschodni gwar na targach z tysiącami towarów również dobrze mi się kojarzy, niczym wchodzenie do jakiegoś labiryntu. I to nagromadzenie kolorów i zapachów!
    Jest tyle miejsc... ach!

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie robiłam nigdy zakupów w takim miejscu, ale aż mi się zamrzyło :>

    OdpowiedzUsuń
  6. te mercados w swoim gwarze i kolorach mają wiele wspólnego z naszymi rynkami. Tylko że u nas uroku odbiera brak słońca, no i oczywiście pięknych ornamentów. Ale Ci mówię, prawie to samo ;)

    OdpowiedzUsuń

Każda reakcja w ramach elegancji, dystynkcji i klasy mile widziana.

Copyright © 2014 taken from travel , Blogger