Z ARCHIWUM | Szkice hiszpańskim piórkiem | 13 września 2011
 |
tortilla de patatas |
Uwaga, uwaga, uwaga! Udało się! Zrobiłam piękną i pyszną tortillę
hiszpańską. Nie to, żebym się jakoś specjalnie chwaliła, po prostu
miałam dobry przepis i wielką ochotę.
W
Polsce słowo tortilla kojarzy się głównie z meksykańską cienką macą,
trzeba więc jakoś dopowiadać, co ma się na myśli. Mówimy zatem: tortilla
hiszpańska, tortilla de patata, tortilla ziemniaczana, a nawet, jak
widziałam ostatnio w pewnym filmie, frittata ziemniaczana. Trzeba
przyznać, że tłumacz miał fantazję. Stworzył (czy raczej zapożyczył z
języka włoskiego) wyraz, który bynajmniej nie ułatwiłby zrozumienia
odbiorcy bez znajomości hiszpańskiego. Frittata, czyli coś smażonego (od hiszp. freír - smażyć, frito - smażony). Wychodzi
na to, że frittata to po protu jakaś zasmażanka, zapiekanka.
Oczywiście kuchnia śródziemnomorska zna potrawę o tej właśnie nazwie,
krewniaczkę polskiej jajecznicy i francuskiego omletu, i do niej zapewne
nawiązywał tłumacz, ale ta zamiast ziemniaczanym, szczyci się głównie
makaroniarskim wnętrzem. Wyraz pochodzi z wł. friggere, czyli po prostu smażyć. Więc znów zwał, jak zwał, ważne, że jest smaczne.
Chodzi o tę piękną scenę w filmie Biutiuful,
w której ojciec (Javier Bardem) wyczarowuje na talerzu kiełbaski,
hamburgery i właśnie tortillę ziemniaczaną. Niestety ta wersja jest
oryginalna, ale zachęcam do obejrzenia wersji z napisami. http://www.youtube.com/watch?v=5MOOMKOojPs&feature=youtu.be

