 |
Essaouira Province, Morocco / January 6, 2018 |
Etymologicznie w polszczyźnie koniec pożera początek, a początek koniec – oba wyrazy wywodzą się z tego samego rdzenia, chociaż ani na pierwszy, ani nawet na setny rzut oka przeciętny zjadacz chleba tego nie zobaczy. Lubię wracać do tego filologicznego odkrycia zawsze, kiedy rozmyślam o czasie. A odkąd pamiętam, robię to notorycznie. Nawet podczas tak prozaicznej czynności, jak pisanie krótkiej notki z podróży czy o którymś z odwiedzonych miast.
A zaczęło się od tego, że Essaouira była ostatnim punktem na mapie mojego Maroka. Później już tylko krótki przystanek w Agadirze i powrót do domu. I właśnie tego ostatniego dnia doświadczyłam najmocniej lokalnej codzienności, jadąc autobusem z samymi miejscowymi wokół. Dzień wcześniej wybrałam transport mniej zawodny, który po prostu zabrał do celu, przy okazji zatrzymując się tam, gdzie życie jest na turystyczny pokaz i siłą rzeczy na sprzedaż. Nigdy wcześniej nie trzymałam kózki na rękach, więc też było miło, ale...
...kiedy ostatniego dnia podróży, w drodze na lotnisko, autobus nagle staje na rozdrożach i nie wiadomo, czy i kiedy przyjedzie następny, a na taksówkę już brakuje gotówki, wtedy zaczyna się to, co lubię najbardziej – przejście z teatru do rytuału. Innymi słowy, obserwowanie tego, co jest, a nie tego, co chcą pokazać. Mówiąc jeszcze inaczej, wyjście nieco z roli turysty i bycie trochę bardziej miejscowym.
Nieodmiennie marzę o Maroku. Na razie tylko rozmyślam o podróży...
OdpowiedzUsuńMarzyłam o Maroku od dekady. A po tej podróży marzę o nim jeszcze bardziej. Warto!
Usuń