Z ośmiu krajów, które
odwiedziłam podczas letniej podróży, najtęskniej mi za Turcją.
Właściwie każde odwiedzone przeze mnie miejsce warte było mojego
zachodu, ale to szczególnie.
Do Pamukkale nie planowałam jechać, ale tak nie chciałam opuszczać
spadkobierców Imperium Osmańskiego, że z Ankary zawróciłam do Denizli.
Warto było po stokroć. Dla tych widoków, dla deszczu, którego ponoć nikt
tam nigdy nie widział. Dla przyjemności moczenia schodzonych stóp w
wapiennych basenach. Dla kilku fig zerwanych z drzewa. Dla doświadczenia
najbardziej turystycznego miejsca w Turcji niemal pustego po burzy. Dla
sukienki przemoczonej do suchej nitki.
Dla niedotarcia do antycznego teatru.
I dla tych kilku kadrów, z których cieszę się do tej pory.