Merzouga, Erg Chebbi dunes, Morocco / January 2018
Akcja #best9of2018
podsunęła mi szatańską myśl, by podsumować miniony rok. Stwierdziłam,
że to odpowiedni moment na takie archiwalne sentymenty. I w tej kwestii
akurat się nie pomyliłam. Dotarłam do setek zdjęć, które wylądowały w
którejś z dziur mojej ażurowej pamięci. O dziwno, niektóre zdjęcia
podobają mi się bardziej niż te, które przeszły pierwszą selekcję. Wiele
moim zdaniem fajnych ujęć nadal czeka na publikację, ale to praca na
kolejne długie tygodnie.
Tymczasem prezentuję po mozaice
dziewięciu fotografii z każdego miejsca (ok, nie ma Zgierza, bo stamtąd
mam tylko 6 zdjęć), które odwiedziłam w 2018 roku. Są to zazwyczaj
miasta, ale też mniejsze miejsca oraz fotografie z drogi, gdy krajobraz
za szybą skupiał moją uwagę. Wybór dziewięciu kadrów z niektórych
wielkich metropolii, w których łaziłam po kilka dni i zrobiłam kilkaset
ujęć, był dla mnie wielkim wyzwaniem.
Wszystkie zdjęcia zrobiłam
sama, poza kilkoma wyjątkami, kiedy to ja jestem obiektem na tle.
Wszystkie podróże zorganizowałam sobie samodzielnie i wszędzie
podróżowałam sama, chyba że po drodze spotkałam towarzystwo.
Dziękuję zatem tym wszystkim, których spotkałam w podróży, a bez których
do naprawdę wielu miejsc bym nie dotarła. Wszystkim tym, którzy mnie
wspierali i dodawali odwagi (zazwyczaj jednak było odwrotnie;) Wszystkim
moim Patronom, dzięki którym wiem, że nie jestem sama w tym swoim małym
szaleństwie.
Będąc w Jerozolimie rok temu, nie dotarłam nad Morze Martwe. Samo miasto zachwyciło mnie tak bardzo, że wolałam powałęsać się dzień dłużej po jego zakamarkach kosztem na przykład wypadu do najniżej położonego miejsca na Ziemi. Doświadczenie, a może jakaś nieracjonalna nadzieja, każe mi powtarzać sobie, że jeśli to miejsce jest mi pisane, to i tak tam dojadę. I to w bardziej odpowiednim momencie. No więc tak też się stało.
Nadchodzący Nowy Rok
oznacza nowe miasta, które zostały mianowane zaszczytnym tytułem
Europejskiej Stolicy Kultury. Inicjatywa ma tyle lat, co ja. Ups.
Dotychczas Polskę reprezentowały dwa miasta: Kraków (2000) i Wrocław
(2016, kiedy pokonał wówczas moją Łódź).
2019 rok należy do włoskiej Matery oraz bułgarskiego Płowdiwu. Na
pierwszy ogień pójdą fotografie z tego drugiego miejsca.
Na chwilę porzucam
Jordanię i udaję się w podróż do najmniej turystycznego kraju w Europie.
Miejsca, które przypomina mi Polskę z czasów, których już nie pamiętam,
albo może nawet nigdy nie poznałam. Do stolicy, o której mówi się, że
spokojnie można ją pominąć podczas wojaży po świecie.
Ja w miejscu, gdzie bilet do muzeum narodowego kosztuje jedną trzecią
kawy, w niedzielę na placu w centrum miasta odbywają się dansingi, a na
cmentarnych medalionach ludzie są uśmiechnięci, spędziłam pięć dni.
Przez dłuższy czas wydawało mi się, że nie mam z tego miasta wiele do
pokazania. Myliłam się.
Pewne rzeczy przychodzą do nas same. Nawet takie, o które byśmy się nie podejrzewali. Tak też stało się z moim dzisiejszym dziełem, które z jednej pocztówki przerodziło się w niemal trzyminutowy spot. Tym samym obwieszczam początek mojego kanału na YouTube!;)
Wyruszamy w kosmos, przygotowani na wszystko: na samotność, walkę,
męczeństwo i śmierć. Ze skromności nie wypowiadamy tego głośno, ale
myślimy sobie czasem, że jesteśmy wspaniali. Tymczasem nasza gotowość
okazuje się pozą. Wcale nie chcemy zdobywać kosmosu, chcemy tylko
rozszerzyć Ziemię do jego granic. Jedne planety mają być pustynne jak
Sahara, inne lodowate jak biegun albo tropikalne jak dżungla
brazylijska. Nie szukamy nikogo oprócz ludzi. Nie potrzeba nam innych
światów. Potrzeba nam luster.
We
are setting out for the universe, prepared for anything: loneliness,
fight, martyrdom and death. Out of modesty, we do not say it loudly, but
sometimes we think that we are amazing. Whereas our readiness is just a
sham. We do not want to reach the universe, we just want to expand the
earth up to the universe. Some planets should be deserts
like the Sahara, others full of ice like the poles, and others tropical
like the Brazilian jungle. We are not looking for anybody else but
humans. We do not need other worlds. We need mirror reflections.
Mamdouh Bisharat - The Duke of Mukheibeh | Amman, Jordan | November 2018
Wszyscy ludzie, których dane nam było spotkać w życiu, którzy nas
zafascynowali, to tak naprawdę odszczepione fragmenty nas samych - to
obrazy wypartych przez nas treści psychicznych zwracane nam przez
naszych bliźnich.
Do Skarbca prowadzi tylko jedna droga. Przez wąską i wysoką przełęcz. Innego wejścia nie ma. Chyba że jesteś Beduinem i razem z kozami wyssałeś umiejętność lewitowania przy skałach. Albo posiadłeś topograficzną zdolność przemierzania tajemnych ścieżek. Ale do tego też musisz być Beduinem. Zapewniam jednak, że akurat nocą w blasku księżyca, gwiazd i świec będziesz wolał pospacerować sobie kanionem. To ten, który widzisz na tysiącach instagramowych zdjęć. To ten, na końcu którego niezaprzeczalnie wydasz z siebie to ważne słowo zachwytu WOW. Będzie tak za dnia i będzie tak w nocy.
W pustce jest bowiem dużo miejsca - na wielkość, małość, Boga, widmowe ciała i eterycznych wędrowców, na śmierć i na życie.
Mateusz Janiszewski, Ortodroma
Po dotychczasowych podróżach po świecie i książkach jestem skłonna pokusić się o twierdzenie, że są tylko dwa miejsca na Ziemi, gdzie dotknąć można nieskończoności. Bezkresny piasek i bezbrzeżny lód. Pustka. Nie jestem w tęsknocie za takimi miejscami odosobniona, ale by dotrzeć na kresy mapy, trzeba wielkiego wysiłku i determinacji. Na razie doświadczam namiastek w swej drodze do prawdziwej samotni. Teraz pustynia, która pustą nie bywa. Piękna w swej dostojności, barwie i wszelkim stworzeniom, które na niej. Jordańska Wadi Rum jeszcze nigdy nie była tak blisko.
Jordanian landscapes | Petra surroundings | November 2018
Do starożytnego królestwa Nabateńczyków docierałam powoli, zataczając kręgi, okrążając skalne miasto. Nie pozwolono mi od razu przekroczyć progów Petry. Najpierw musiałam zobaczyć ją z różnych stron. Do miejsc, w których się znalazłam, nie dociera wielu. Podczas kilkugodzinnej drogi, nie spotkałam nikogo poza jedną beduińską rodziną, która wybrała surowe życie z kozami pośród skał, w dolinie z widokiem, jakiego pozazdrościłby niejeden luksusowy turysta.
Wiem, że każdy widok potrafi znudzić, nawet ten najpiękniejszy. Ale zanim to się stanie, miną lata. Wjeżdżając na te góry, żeby zajść Petrę od tyłu, nie mogłam powstrzymać się od okazania zachwytu, co wbrew pozorom nie zdarza mi się często. Mój przewodnik po tych odludnych terenach powiedział:
- Wreszcie! Po kilku dniach po raz pierwszy powiedziałaś WOW. Zabrałem cię tutaj, bo wiedziałem, że tego szukasz.